Paring/Postacie: Dean/Castiel, Sam
PS. 1.: Arges Huntera po raz drugi + genialny pomysł Castiela, który nie wszystkim wydaje się taki genialny + trochę flirtu między Deanem a Casem.
Dean był przekonany, że słowa, które przed chwilą usłyszał, są już na sto, a nawet na dwieście procent halucynacją. Nie tego się spodziewał. Okej, był przygotowany na to, że głód krwi i ten cholerny nóż ćwiartujący jego ciało, którego nie mógł dostrzec, będą towarzyszami jego ostatnich chwil na ziemi, ale nie przypuszczał, że będzie sobie ucinał pogawędkę z halucyno-Castielem.
-Co ty pier...
Nim zdążył dokończyć, poczuł, że Castiel, bo to był Castiel, bo czuł jego krew, chwycił go za koszulkę i przycisnął do ściany(wnioskował, że to musi być ściana, skoro Castiel utrzymywał jego ciało w pionie).
-Spójrz na mnie, Dean-usłyszał głos Castiela.
Dean zadrżał mimowolnie, i nie było to spowodowane chęcią picia krwi, czy też wszechogarniającym bólem. Przeraził go ton Castiela. To był TEN ton. TYM tonem powiedział Deanowi, że wtrąci go z powrotem do piekła, jeśli nie okaże mu szacunku. Halucyno-Castiel mówił TYM tonem i nie wróżyło to nic dobrego.
Otworzył oczy i ujrzał przed sobą nieprzeniknione morze błękitu, które zdawało się go wciągać. Dostrzegł w nim dwie, małe czarne plamki, które równocześnie się rozszerzały, to znów kurczyły.
Nagle to błękitne morze rozbłysło czerwienią, Dean niemal czuł rdzawy smak krwi na języku. Boże, był taki spragniony... Krzyknął przeciągle, wbijając dłonie w ścianę i łamiąc sobie paznokcie.
-Popatrz na MNIE!-usłyszał znów TYM tonem, ale teraz brzmiała w nim czysta furia i mógłby przysiąc, że usłyszał, jakby coś ciężkiego sunęło po podłodze i uderzyło w ścianę, bo poczuł wibracje za plecami.
I Dean wiedział, że musi to zrobić, choć zupełnie nie wiedział, jak. Po prostu wbił spojrzenie w to morze krwi, próbując dojrzeć coś poza nim.
I nagle czerwień znów stała się błękitem, z tymi dwoma czarnymi plamkami po obu stronach, które teraz zdawały się jeszcze bardziej czarne.
Zamrugał kilka razy i dopiero po chwili zorientował się, że stoi oko w oko z Castielem. Jego źrenice, skąpane w błękicie, zdawały się ciskać gromy.
-Boże-jęknął-zniknij w końcu. Chcę umrzeć w spokoju.
-Dean, nie jestem halucynacją-odpowiedział twardo Castiel, wzmacniając uścisk na koszulce Deana.
Dean popatrzył na niego tępo.
Jeśli Cas nie jest cholerną halucynacją, to znaczyło tylko jedno: Dean już nie żył. Okej, tę część rozumiał doskonale. Za cholerę jednak nie mógł pojąć, dlaczego Castiel przyciska go do ściany i dlaczego w ogóle tu jest.
-Nie umarłeś, Dean-Castiel albo czytał w jego myślach, albo wyraz twarzy Deana był tak tępy, że anioł czytał z niego z jak otwartej księgi.
-Nie?
-Nie.
-Świetnie-Dean uśmiechnął się głupkowato.
Castiel zmarszczył brwi i chyba chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zamiast tego puścił Deana i nagle w jego dłoni pojawiło się anielskie ostrze. Dean jak zahipnotyzowany patrzył, jak anioł jedną ręką podciąga rękaw płaszcza i koszuli, a drugą nacina sobie przedramię, na tyle mocno, by pojawiła się krew.
Dean drgnął na ten widok.
-Co ty...
-Pij, Dean-powiedział Castiel, wyciągając ku niemu rękę.
***
Kiedy Sam usłyszał pierwszy krzyk Deana, ręka, w której trzymał whisky zadrżała tak mocno, że trochę płynu wylało się na blat. Jednak nie ruszył się z miejsca.
Oto wielki Sam. Wielki Sam, łowca i pogromca wszystkich potworów. I prawie dwa metry cholernego tchórzostwa, kiedy w grę wchodzi życie jego brata.
Sam wychylił do dna to, co zostało mu w szklance i odstawił ją z trzaskiem na blat. Kiedy rozległ się drugi krzyk, zacisnął z całej siły zranioną rękę. Bolało jak cholera, ale tylko w taki sposób mógł się powstrzymać przed zerwaniem się, pobiegnięciem na górę i powstrzymaniem tego, co miało się stać.
Miał tylko nadzieję, że Dean mu wybaczy.
***
Dean wpatrywał się w osłupieniem na ranę, z której pierwsze krople spadły na podłogę. Czy to jest jeden z tych kiepskich dowcipów Castiela?
-Jezu, Cas, nie...
-Słuchaj.
I Dean usłyszał.
Krew Castiela znowu do niego mówiła, zdawała się niemal krzyczeć, aby jej skosztował. Miał ją teraz przed sobą, na wyciągnięcie ręki, nektar z anielskiego pucharu był dosłownie kilka centymetrów od niego. Wystarczyło tylko po niego sięgnąć. Wodził wzrokiem po śladach, które zostawiała krew wypływając z rany, obserwował, jak kapie na podłogę.
Jeśli jakaś ludzka cząstka Deana próbowała dojść do głosu, to właśnie w tej chwili zamilkła na wieki. Dean chwycił rękę Castiela i ze zwierzęcym warknięciem przycisnął ją do ust.
Krew płynęła do jego ust gorącym strumieniem, zdawała się wypełniać każdą komórkę ciała Deana. Mieszała się z krwią płynącą w jego żyłach. Anielski puchar rozkoszy w końcu był jego.
Usłyszał, jak Castiel pojękuje cicho, na co Dean warknął i zaczął ssać jeszcze mocniej. Jezu Chryste, pragnął wyssać go do ostatniej kropelki, tak bardzo był spragniony. Picie krwi Castiela było dla niego ekstazą większą niż seks.
Dean stracił rachubę, jak długo sączył krew anioła, ale kiedy poczuł się w pełni nasycony, oderwał się od rany i osunął na podłogę.
Nagle zadrżał konwulsyjnie. Poczuł, jakby w jego żyłach zapłonął żywy ogień. Krzyknął.
Jednak po chwili ogień zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Dean otworzył oczy i dźwignął się na kolana.
-Jezu Chryste-wymamrotał, przeczesując palcami włosy.
-Nie bluźnij, Dean.
Dean odwrócił się gwałtownie i zobaczył Castiela, stojącego pod ścianą. Dostrzegł, że koło jego butów widnieje świeża kałuża krwi. Dean uniósł wzrok nieco wyżej i zauważył, że Castiel dotyka lewą ręką swojego przedramienia. Zdążył dostrzec, jak pod wpływem dotyku znika dość głęboka, krwawiąca rana.
Dean wstał na nogi, nie spuszczając wzroku z Castiela. Coś mu się ostro nie zgadzało.
Po pierwsze, nie rozumiał, dlaczego nadal znajduje się w motelowym pokoju, wciąż żywy. Po drugie, nigdzie nie było nawet śladu Sama. Po trzecie, łóżko Sama znajdowało się na drugim końcu pokoju. I po czwarte, najważniejsze:kiedy patrzył na krew rozlaną na podłodze u stóp Castiela, poczuł, jak przez ciało przechodzi mu rozkoszny dreszcz.
-Co do...-zaczął zdezorientowany, patrząc Castielowi w oczy. Nie dokończył.
Spojrzenie Castiela przywróciło mu jasność myśli.
-Nie-powiedział głucho.
Rozległ się trzepot skrzydeł i Castiel zniknął.
-Sukin...-nim zdążył dokończyć, Castiel pojawił się znowu, trzymając za ramię Sama.
Na widok brata stojącego na dwóch nogach o własnych siłach, Sam wyrwał ramię i ruszył w jego stronę, wyciągając ręce.
-Stój-syknął Dean.
Sam zamarł w połowie drogi z uniesionym ramionami.
Dean błądził wzrokiem od jednego do drugiego, łudząc się, że nie stało się to, co wydawało mu się, że się stało. Ale wzrok Sama, pełen nadziei i radości, wzrok Castiela pełen oczekiwania i zawziętości, powiedział mu, że jednak to się stało.
-Nie-powtórzył.
Nie, nie, nie, KURWA, NIE.
-Dean- Sam próbował coś powiedzieć.
-Czy macie KURWA pojęcie, co żeście zrobili?!- wrzasnął Dean.
Sam drgnął.
-Zmieniłem cię w wampira-odparł spokojnie Castiel.
Dean ruszył w jego stronę. Powoli, nie zrywając kontaktu wzrokowego, podszedł do niego tak blisko, że niemal stykali się nosami. Przestrzeń między nimi była jak naelektryzowana, zdawała się sypać iskry.
Patrzyli sobie w oczy jeszcze przez krótką chwilę, a potem Dean uniósł pięść i wymierzył ją w twarz Castiela.
Gdyby Dean był człowiekiem, prawdopodobnie skończyłoby się na połamanych palcach,a Castiel uznałby pewnie, że coś połaskotało go po twarzy. Ale Dean nie był juz człowiekiem. Co prawda jako potwór niższej kategorii nie mógł zrobić wielkiej krzywdy aniołowi, jednak cios był na tyle silny, że Castiel zachwiał się i wpadł na ścianę. Na jego wardze pojawiły się krople krwi.
Przez ciało Deana znowu przeszedł rozkoszny dreszcz. Poczuł nagłą ochotę zlizania krwi z ust Castiela, jednak się powstrzymał. Zamiast tego podniósł pięść i uderzył go znowu. Za jego plecami Sam krzyknął aby przestał, jednak Dean go zignorował. Castiel natomiast był bierny, przyjmował kolejne ciosy. Znów uderzył.
Potem jeszcze raz.
I kolejny.
I jeszcze jeden.
Dean nie wiedział, ile razy uderzył Castiela, ale kiedy skończył, anioł wyglądał, jakby stoczył bokserską walkę z Hulkiem. Dolną wargę miał rozciętą w kilku miejscach, a krew poplamiła także kołnierz jego białej koszuli i krawat. W ścianie powstało wgłębienie przypominające odlew sylwetki Castiela, który wbijał się w nią po każdym ciosie Deana
Dean odwrócił się i przeszedł przez pokój, stając przy oknie. Przycisnął dłoń do oczu, jakby liczył, że to sen i że zaraz się obudzi.
-Możecie mi wyjaśnić, co wam przyszło do głowy?-spytał, siląc się na spokój.
-Wpadliśmy na pewien pomysł-odpowiedział cicho Sam.
-Wpadliście na pewien pomysł-powtórzył głucho Dean.
No tak, mógł się tego spodziewać. Sam nigdy nie był zbyt kreatywny jeśli chodzi o wymyślanie,,pewnych pomysłów". Castiel natomiast za każdym razem, kiedy próbował pomóc, uzyskiwał skutek odwrotny do zamierzonego.
-Więc stwierdziliście, że zamienicie mnie w cholernego Pattinsona, tak?-uniósł głos, odwracając się w ich stronę.
-Co to jest Pattinson?-zapytał Castiel przekrzywiając głowę.
-Czy pomyślałeś chociaż przez chwilę-kontynuował Dean, ignorując Castiela i zwracając się bezpośrednio do Sama- że ja będę musiał się pożywiać, Sam? Czy pomyślałeś o tym, że stanę się teraz celem dla innych łowców? Czy pomyślałeś, że będę nadawał się do użytku tylko po zmierzchu, bo razi mnie nawet cholerna lampka?!
-Dean, posłuchaj-Sam uniósł dłonie w obronnym geście-rozmawialiśmy o tym z Castielem i...
-Wcale nie wątpię, że rozmawialiście- burknął Dean jadowicie- szkoda tylko, że zapomnieliście poruszyć tę kwestię również ze mną.
-Dość tego-odezwał się nagle Castiel.
W mgnieniu oka pojawił się przy Deanie. Jego źrenice były tak zwężone, że przypominały główkę od szpilki.
-Dopiero zaczy...
Castiel chwycił go za koszulę i przyciągnął do siebie tak blisko, że niemal stykali się ustami.
-Daj Samowi spokój-wycedził Castiel przez zęby-to był mój pomysł, aby cię zmienić. Zajęło mi to trochę czasu, ale w ostateczności osiągnąłem swój cel. Pamiętasz, co ci powiedziałem przed tym, jak dostałeś atak?
Dean pokręcił głową, niezdolny wydusić żadnego słowa. Wampirza krew zabiła ludzką część Deana, ale strach przed Castielem rozsadzanym furią pozostał.
-Powiedziałem ci, że gdyby Sam miał inne wyjście niż zabicie cię, zrobiłby wszystko, aby cię uratować- Castiel nadal cedził słowa przeszywając Deana wzrokiem. Dean czuł, że był tym wzrokiem wszędzie-ja mu to wyjście podsunąłem. Chodziłem po tej ziemi setki lat przed tobą i zabijłem setki podobnych do ciebie. Sądzisz, ze byłbym na tyle głupi, aby pozwolić ci mordować?
-N-nie-wyjąkał Dean.
Castiel puścił go, jednak się nie odsunął.
-Spójrz w okno, Dean.
Dean posłusznie odwrócił głowę, spoglądając przez okno. Nad horyzontem pojawiła się pomarańczowa smuga. Nastawał świt.
A Deanowi nawet nie łzawiły oczy.
Co-jest-kurwa?
Odwrócił się do Castiela, z pytaniem wypisanym na twarzy.
-Jak myślisz, dlaczego dałem ci swoją krew?-spytał anioł.
-Bo wysysanie krwi z własnego brata zalatuje kazirodztwem?-palnął.
Natychmiast pożałował swoich słów, bo niebieskie tęczówki Castiela pociemniały i przybrały barwę granatu.
-Nie-powiedział jednak spokojnie-moja krew jest inna, niż krew śmiertelnika. Zaspokaja twój głód, jednocześnie pozwalając ci egzystować jak człowiek. Poza tym-zmrużył oczy, patrząc Deanowi prosto w oczy- moja krew działa na ciebie inaczej. Silniej. Pragniesz jej, a ja pragnę ci ją dać.
Dean zamrugał oczami, rozchylając wargi.
Jezu Chryste...
-Chcesz powiedzieć, że...
Castiel skinął prawie niezauważalnie głową.
-Tak, Dean. Będziesz pić ze mnie.
Dean patrzył na niego w milczeniu. Po chwili wybuchnął głośnym i serdecznym śmiechem. Zdziwił się, że jeszcze potrafi się tak śmiać.
Ten pomysł przebijał wszystkie inne na liście Castiela i Dean stwierdził, że należy mu się statuetka Najbardziej Szurniętego Anioła, którą sam przyznał jakiś czas temu Zachariaszowi. Co prawda tym sposobem Castiel go zdetronizuje, ale Dean uważał, że anioł jest tego wart.
-Co cię tak bawi?-Castiel przyglądał mu się ze zmarszczonym czołem.
-Serio, Cas?-zapytał ze śmiechem- mam ciągnąć z anielskiego źródełka?
W chwili, kiedy to powiedział, zorientował się, że mówiąc ciągnąć z anielskiego źródełka, nie miał na myśli tylko picia krwi. Dostrzegł, że przez oczy Castiela przeszedł cień, który zniknął tak szybko, jak się pojawił i Dean miał palące wrażenie, że Castiel pomyślał dokładnie o tym samym.
Mina mu zrzedła. Poczuł za to, że się rumieni. Cholera, co się z nim dzieje? Dean nigdy, PRZENIGDY się nie rumieni. A juz na pewno nie pod wpływem spojrzenia anioła, który nie dość, że jest bez płci, to w dodatku jest w ciele mężczyzny. Może Cas ma coś we krwi? LSD? Albo grzybki halucynogenne? Próbował sobie wyobrazić narkotyzującego się Castiela, po czym stwierdził z żalem, że Cas pewnie nie ma nawet pojęcia, co to są narkotyki.
-Dokładnie, Dean. Będziesz ciągnąć z anielskiego źródełka.
Pod Deanem ugięły się nogi,bo mógł przysiąc na swoją kolekcję,,Cycatych azjatyckich piękności", że słowa Castiela mają drugie dno.
-Hola, kowboju-zawołał, próbując jakoś wyjść z twarzą- a co, jeśli zachcę zaczerpnąć co nieco z mojej anielskiej spiżarni, a ty nie będziesz mógł akurat przybyć?
-Zawsze przybędę, kiedy będziesz tego potrzebował-odpowiedział Castiel-nie pozwolę, abyś cierpiał z powodu głodu. Jesteśmy teraz połączeni krwią. To bardzo silna i specyficzna więź.
Dean uniósł brwi. Zaczął się zastanawiać, co anioł miał na myśli mówiąc o specyficznej więzi. Uniesione kąciki ust Castiela powiedziały mu, że wkrótce miał się tego dowiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz