niedziela, 28 lipca 2013

Od czego jest rodzina

Tytuł: Od czego jest rodzina
Paring/Postacie: Dean, Castiel, Sam
PS.1. Rzecz się dzieje po wydarzeniach z ósmego sezonu, więc jeśli do niego nie dobrnęliście, omińcie szerokim łukiem tego fika. No, chyba że ciekawość jest silniejsza i lubicie spoilery. Fik przedstawia moją własną wersję początku 9 sezonu, dlatego ZERO seksu i ZERO jakiegokolwiek Destiela. Choć i tak ci co chcą, to się dopatrzą. :P Swoją drogą- ciekawe, czy moja wersja się sprawdzi?;>
PS.2. No i Boston w stanie Massachusetts. Bo Misha Collins. Nie mogłam się powstrzymać. :D
PS.3. Ciekawostka: Według Wikipedii, Samael to ,,anioł śmierci, dostarczyciel wyroków śmierci, uwodziciel", ale także to imię demona. 


-Mamy robotę- odezwał się Sam, ślęcząc nad laptopem- wygląda to na sprawkę demonów.

-Teraz wszystko wygląda na sprawkę demonów- odparł Dean, pociągając szczodrze z butelki, nie odrywając wzroku od telewizora- zwłaszcza, że w pokoju obok kisimy Króla Piekieł. To tylko kwestia czasu, aż nas wyniuchają.
-Poradzimy sobie- odpowiedział Sam, choć nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.
-Taa, z pewnością. Zwłaszcza, że skończyły nam się dopalacze.
Zerknął wymownie w stronę okna. Na parapecie siedział Castiel, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w obraz za oknem. Nie przypominał ani trochę dawnego Casa.
Cóż, tak naprawdę nie był dawnym Casem. Dawny Cas pewnie stałby na środku pokoju, ze spuszczonymi wzdłuż boków rękami, z kompletną obojętnością wypisaną na twarzy i w oczach, w tym swoim płaszczu, krawacie i białej koszuli zapiętej na ostatni guzik. I pewnie prawiłby Deanowi morały na temat picia w pracy i tego, że spróbuje uratować Niebo po raz setny.
Teraźniejszy Cas siedział w najdalszym rogu pokoju, obejmując rękami kolana, z twarzą wykrzywioną w grymasie bólu. Włosy sterczały mu na wszystkie strony a pod niebieskimi oczami malowały się fioletowe sińce. Miał na sobie czarny t-shirt Deana,( o co najmniej numer na niego za duży), spodnie Deana (podwinięte w nogawkach dwa razy) i jego stare adidasy( o dziwo dobre). Płaszcz i reszta ubrań w których zwykł chodzić będąc w swoim naczyniu, leżały schowane w bagażniku. Castiel kategorycznie odmówił zakładania tych rzeczy, ponieważ za bardzo przypominały mu o tym, kim był jeszcze kilka tygodni temu.
Mówiąc wprost, Castiel stał się człowiekiem. O ile będąc aniołem, wszystkie aspekty życia ludzkiego wprawiały go w dezorientację i konsternację, o tyle będąc człowiekiem czuł się całkowicie zagubiony i próbował radzić sobie w mało skuteczny sposób. Choć wyrażenie ,,radzić sobie" było chyba za dużym określeniem dla tego, co robił Castiel. Dzień zaczynał od opróżnienia połowy butelki whisky, a potem siadał w najdalszym kącie pokoju i milcząco wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń, w towarzystwie kolejnych butelek piwa, spędzając tak cały dzień, żeby wieczorem opróżnić do reszty zaczętą rano whisky i pójść spać. Dean z początku myślał, że Castiel po prostu musi się oswoić z nową sytuacją a przede wszystkim uporać się ze wspomnieniami, bo właśnie to było według niego najgorsze. Wspomnienia, które Castiel zabrał ze sobą na Ziemię kiedy spadał z Nieba razem ze swoimi braćmi i siostrami, odarty z Łaski przez Metatrona. 
Jednak mijały kolejne tygodnie, a Castiel coraz bardziej zapadał się w alkoholowe otępienie. Dean zaczął się poważnie niepokoić, że Cas popadnie w alkoholizm. Próbował z Samem z nim porozmawiać, jednak Castiel odmawiał jakiejkolwiek rozmowy na temat czegokolwiek, co tyczyło się aniołów. Jakakolwiek wzmianka o aniołach i Niebie sprawiała, że alkohol zaczął niknąć w tempie dwa razy szybszym, niż zazwyczaj.
Również teraz Castiel wpatrywał się w okno, jednak jego wzrok zdawał się przenikać dalej. Wpatrywał się w coś, czego ani Dean, ani Sam nie mogli dostrzec. Na parapecie obok jego kolan stała opróżniona prawie w pełni butelka piwa. Które to już? Dziewiąte? Dziesiąte? Dean sam nie wiedział. Zgubił rachubę przy piątym.
-Ten przypadek jest okropny- mruknął Sam- facet zamordował żonę i trójkę swoich dzieci. Uparcie twierdzi, że kazał mu to zrobić demon Samael.
-Samael?- Dean uniósł brew, spoglądając znów na telewizor- pierwsze słyszę.
-Nie ma się co dziwić-odparł Sam, mrużąc oczy- szerzą się jak zaraza, odkąd anio... -urwał, zerkając okiem na Castiela-odkąd zaszły pewne zmiany.
Castiel sprawiał wrażenie, jakby nie dotarły do niego słowa Sama, ale ledwo zauważalny tik w policzku i paznokcie wbite w ramiona niemal do krwi dowodziły, że doskonale słyszał.
-Pewnie zaczynają szukać Crowleya- powiedział Dean, powstrzymując się od tego, aby odciągnąć mu dłonie od ramion- mają pecha, bo jest tutaj tyle demonicznych pułapek, że pewnie czują je z promienia trzech kilometrów.
-Co nie zmienia faktu, że można przyjrzeć się bliżej temu przypadkowi. Wolę się czymś zająć, niż siedzieć na tyłku ze świadomością, że demony robią co chcą, a upadłe anioły błądzą jak we mgle.
Sam zatkał sobie usta dłonią, ale było już za późno. W pokoju rozległ się zduszony jęk. Castiel przeciągnął paznokciami od ramion do łokcia, które zostawiły głębokie, krwawe rany, z których zaczęła sączyć się krew.
-Cas, przestań, do cholery!- krzyknął Dean, zrywając się z kanapy.
Podszedł do Castiela, chwycił go za nadgarstki i odciągnął je od rany. Opadły bezwładnie wzdłuż boków. Castiel nadal wpatrywał się w przestrzeń, lecz teraz zaciskał wargi z bólu.
-Przepraszam, Cas- wyszeptał zakłopotany Sam- Jezu, stary, wybacz.
-Gdzie było to morderstwo?-spytał Dean obserwując, jak stróżki krwi płyną po ramieniu Castiela i kapią na parapet.
-Boston w stanie Massachusetts.
-Jedziemy z samego rana. Posprzątaj w końcu ten bajzel z tylnego siedzenia. Cas musi gdzieś usiąść.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł, żeby on...
-Nie zostawię go tutaj, aby zapił się na śmierć- przerwał stanowczo Dean. Albo się wykrwawił- dodał w myślach.
Sam znów chciał zaoponować, ale Dean syknął:
-Lepiej nic już nie mów.
-Pójdę przycisnąć Crowleya- mruknął Sam, podnosząc się z krzesła i unikając jego 
wzroku- może będzie coś wiedział o tym Samaelu.
-Taaa.
Sam wyszedł. Dean poczekał, aż rozlegnie się odgłos zamykanych drzwi w pokoju obok, a potem sięgnął po ręczniki kuchenne i podszedł do Castiela.
-Przyłóż-powiedział, wyciągając w jego stronę ręczniki.
Zero reakcji. Dean westchnął i sam przyłożył je do ran. Castiel drgnął. To musiało boleć.
-Dlaczego sobie to robisz, Cas?- spytał.
Nadal nic. 
Dean pokręcił głową z rezygnacją. Chwycił butelkę z której Castiel wcześniej pił i odwrócił się w stronę drzwi. Kładł rękę na klamce, kiedy usłyszał ledwo słyszalne:
-Dean.
Zamarł z dłonią na klamce i odwrócił się powoli w stronę pokoju, chcąc się upewnić, czy się nie przesłyszał. Przygnębione spojrzenie które Castiel w niego wbijał utwierdziły go, że pierwszy raz od dwóch tygodni przemówił.
Castiel podkurczył nogi, robiąc trochę miejsca na parapecie. Dean uniósł brwi zaskoczony, ale skorzystał z zaproszenia i usiadł obok niego.
-Ja... chcę porozmawiać- wychrypiał Castiel, znów spoglądając w okno, nieco bardziej przytomnym wzrokiem. Głos miał skrzekliwy, jakby dawno go nie używał. I tak w istocie było- ja... spróbuję.
-Czas najwyższy.
-Czy mogę dostać to z powrotem?- Castiel spojrzał tęsknie na butelkę, wyciągając dłoń.
-Nie- odparł stanowczo Dean, odsuwając butelkę poza zasięg jego rąk- od dzisiaj koniec z piciem.
-Ty też pijesz- zabrzmiało to jak wyrzut.
-Owszem. Ale jest podstawowa różnica pomiędzy piciem a zapiciem, Cas. Ty tracisz kontakt z rzeczywistością codziennie o jedenastej. Jedenastej rano, Cas.
-Nie rozumiesz- wyszeptał Castiel, wpatrując się w swoje kolana- to... alkohol pomaga mi zapomnieć. Uciec od tego.
-Od czego?
-Od tego, kim byłem. Kim się stałem.
-Długo masz zamiar tak uciekać?- spytał Dean- Cas, omijanie problemu nie sprawi, że on zniknie.
-To co według ciebie mam zrobić?- spytał Castiel, wreszcie spoglądając mu w oczy. Były pozbawione życia i wilgotne- co ja mam zrobić, Dean?
-Stań w końcu z prawdą twarzą w twarz. Byłeś aniołem. Teraz jesteś człowiekiem. 
I nie zmienisz tego w najbliższym czasie. Pogódź się z tym.
Słysząc słowo ,,anioł", Castiel sięgnął do ran, ale Dean w porę chwycił go za nadgarstki.
-Nie-powiedział łagodnie, ale stanowczo.
Castiel wpatrywał się przez chwilę w swoje ręce, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał, a potem położył je na kolanach.
-Wciąż krwawisz- zauważył Dean, obserwując z niepokojem powiększające się plamy krwi na ręcznikach.
Castiel wzruszył ramionami.
-Przecież to boli.
-Owszem- powiedział Castiel- ale mój ból pozwala mi nie myśleć o... innych.
-Jakich innych, Cas?
Castiel wpatrywał się w okno z takim uporem, jakby chciał roztrzaskać szybę. 
-Jakich innych?- powtórzył Dean.
-O... aniołach- Castiel wypowiedział to słowo tak szybko, jakby się bał, że się rozmyśli. Zacisnął wargi i znów uniósł dłonie aby rozdrapać rany, ale Dean i tym razem go powstrzymał. Castiel cofnął ręce.
-Kiedy sprawiam sobie ból, nie myślę o tym, jakie cierpienie przyniosłem innym aniołom- wyszeptał.
Po tych słowach coś w nim pękło. Zwiesił ramiona i opuścił głowę. Po chwili dało się słyszeć ciche łkanie.
-Cas- wyszeptał Dean, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć.
Castiel uniósł głowę i spojrzał na niego. Jego oczy lśniły od łez, ale oprócz bólu Dean dostrzegł w nich ulgę, jakby Cas zrzucił z siebie coś, co od dawna mu ciążyło.
-Wiesz, co jest najgorsze, Dean?-spytał Castiel łamiącym się głosem- nie brak Łaski, którą odebrał mi Metatron. Nie wspomnienia, które mi zostawił. Zasłużyłem na gorszą karę, niż wygnanie z Nieba. Zasłużyłem na śmierć. Najgorsze jest poczucie winy, Dean. Zaufałem nieodpowiedniemu aniołowi. W zamian moi bracia i siostry zostali wygnani z Nieba i skazani na chodzenie po Ziemi w ludzkich powłokach. Zawiodłem ich, Dean. Zawiodłem swoją rodzinę. Wiesz jak to jest, kiedy zawodzi się własną rodzinę, prawda?
Dean usłyszał w jego głosie tyle cierpienia, że zabrakło mu słów. Doskonale wiedział, o czym mówi Castiel i wiedział, jak bardzo boli świadomość, że zawodzi się własną rodzinę. Raczej nie dostałby nagrody Syna Miesiąca.
-Chciałeś naprawić Niebo- powiedział, chcąc choć trochę zmniejszyć poczucie winy Castiela.
-Taaak, tylko nie potrafiłem dostrzec, że za każdym razem, kiedy próbowałem je naprawić, skutek był odwrotny do zamierzonego. Tym razem zaufałem nieodpowiedniemu aniołowi.
-Cas, nie wiedziałeś. Nikt nie wiedział. Zresztą sam doskonale wiesz, jaka sytuacja panowała w Niebie. To była jedna wielka anarchia. Anioły walczyły między sobą. Kilku chciało cię nawet zabić. A Naomi? Najpierw zrobiła ci pranie mózgu, a potem powiedziała, że cię wysłucha, jeśli będziesz chciał wrócić.
-Trzeba było jej posłuchać- jęknął Castiel, przeczesując palcami włosy- może uratowałbym ją przed Metatronem.
-Cas, ona próbowała cię nakłonić do zabicia mnie- odparł Dean. Zauważył, że oczy Castiela znów się zaszkliły na wspomnienie tego wieczoru w krypcie, kiedy omal nie przebił Deana mieczem-  a Metatron jest skrybą, spisał Słowo Boże, był najbliżej Niego. Każdy by się nabrał.
Dean mówił cokolwiek, aby choć trochę ulżyć mu w cierpieniu, bo od patrzenia na tak zdołowanego,cierpiącego i tak przerażająco ludzkiego Castiela zaczęły piec go oczy.
-Dorwiemy go Cas- powiedział twardo- wszystko w swoim czasie.
Castiel popatrzył na niego a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Po chwili jednak sposępniał i Dean poczuł, że Castiel nie powiedział mu jeszcze wszystkiego.
-No?
-Jest jeszcze coś. Takie... uczucie. Towarzyszy mi, kiedy się budzę i kładę spać. Czuję wściekłość. Nieustannie myślę o tym, do czego doprowadził Metatron. Myślę,   żeby się zemścić. Czuję złość. Wściekłość. Chcę krzyczeć i płakać jednocześnie. Ja... pragnę go zabić, Dean- ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, jakby się wstydził.
-To się nazywa nienawiść, Cas. Pojawia się wtedy, kiedy ktoś bardzo dotkliwie krzywdzi ciebie lub tych, których kochasz.
-To uczucie jest złe, prawda?
- A czujesz, żeby było złe?
Castiel popatrzył w okno, pogrążając się w zadumie. Po kilku sekundach popatrzył na Deana i odpowiedział ze spokojem:
-Tak. Ale z drugiej strony, wydaje mi się to słuszne. To uczucie... nienawiść ... jakby trzyma mnie przy życiu.
-Nienawiść często pomaga przetrwać, ale nie możesz jej pielęgnować w sobie zbyt długo, bo inaczej cię zniszczy.
Castiel kiwnął głową ze zrozumieniem.
-Czy ty kogoś nienawidzisz, Dean? Tak mocno, że chcesz go zabić?
-Tak, Metatrona.
Castiel spojrzał z zamyśleniem w okno.
-Ta nienawiść zniknie dopiero wtedy, kiedy on zniknie z powierzchni ziemi, prawda?
-Tak, Cas- odpowiedział Dean- jednak zanim dostaniemy go w swoje ręce, musimy zacząć od rzeczy mniejszych.
-Na przykład?- Castiel uniósł pytająco brew.
-Demon, którego znalazł Sam- odparł Dean- nic tak nie poprawia samopoczucia, jak wysyłanie demonów tam, skąd przyszły.
-Zostanę tutaj.
-Cas...
-Czuję się taki bezużyteczny, Dean!- Dean aż się wzdrygnął, słysząc podniesiony głos Castiela- nie mogę odsyłać demonów do Piekła, nie mogę uleczać ani przemieszczać się z miejsca na miejsce. Jestem tylko upadłym aniołem, który stara się być marną imitacją człowieka. Codziennie rano boli mnie głowa, język klei mi się do gardła, jestem głodny. Kiedy zjem, chce mi się rzygać, boli mnie brzuch, jestem zmęczony i ciągle chce mi się spać. Nie umiem prowadzić Impali ani posługiwać się bronią, moje zdolności interpersonalne wołają o pomstę do nieba i nawet nie potrafię kupić sobie ubrań. Jestem do niczego, Dean. Jestem dla was ciężarem.
Rozsadzany frustracją, zaczął skubać jedną z czterech krwawych, pociągłych linii na lewym ramieniu.
-Cas, przestań. Proszę- Castiel zacisnął dłonie w pięści i splótł ręce na piersi- nie jesteś żadną marną imitacją człowieka. Utraciłeś Łaskę i się załamałeś. Każdy by się załamał. To normalne, że się pogubiłeś. To właśnie czyni nas ludźmi, Cas. Upadek i zdolność podnoszenia się po porażce. Boli cię głowa, bo codziennie budzisz się na kacu. Jesteś głodny i zmęczony, bo od kilku tygodni twój żołądek trawi prawie sam alkohol. Nie umiesz prowadzić Impali i tak zostanie, dla dobra nas wszystkich. Posługiwanie się bronią to kwestia treningu i poświęcenia temu trochę czasu. Z czasem sam dostrzeżesz, kiedy się odezwać a kiedy trzymać język za zębami. Zakupy i inne przyziemne sprawy dadzą same o sobie znać. Nie jesteś dla nas ciężarem, Cas. Nie obchodzi mnie, czy jesteś aniołem, czy człowiekiem. Chcę po prostu, żebyś wziął się w garść i nam pomógł.
Castiel uniósł głowę i spojrzał na niego. Dean dostrzegł w jego oczach mieszaninę uczuć, które były mu obce w czasie, gdy był aniołem: ból, strach, zdezorientowanie, obawę. I coś, co ostatecznie upewniło Deana w tym, że Cas jest człowiekiem: nadzieję.
-Daj sobie szansę, Cas- powiedział cicho- i daj szansę mnie i Samowi. Daj sobie pomóc.
-Dean...
-Proszę, Cas.
-Ja... się boję.
-Nie zostawimy cię samego. Tylko nam zaufaj. Zaufaj mi.
Castiel patrzył na niego przez dłuższą chwilę. Na jego twarzy wyraźnie było widać, że toczy wewnętrzną walkę. Po chwili powiedział spokojnie:
-Dobrze, Dean.
Dean odetchnął z ulgą. Zszedł z parapetu.
-W porządku, Cas. Teraz połóż się spać i odpocznij. Jutro wracamy do roboty i trochę cię podszkolimy. Będzie dobrze, Cas. Dorwiemy Metatrona. Dorwiemy tego skurwiela, choćby miała to być ostatnia rzecz jaką zrobię. Przysięgam ci to, Cas. Jeszcze odzyskasz skrzydła- dodał, klepiąc go w ramię i wychodząc z pokoju. 
-Dziękuję, Dean.
Dean odwrócił się w drzwiach i spojrzał na Castiela. Uśmiechał się i był to uśmiech szczery, bo rozświetlił jego twarz, a z oczu biła niewypowiedziana wdzięczność.
-Nie ma sprawy, Cas - odparł Dean, również się uśmiechając- od tego jest rodzina.



środa, 24 lipca 2013

Nauczyciel i jego uczeń

Tytuł: Nauczyciel i jego uczeń
Paring/Postacie: Dean/Castiel
PS.1. Dean odkrywa nowe zdolności Castiela w dziedzinie robótek ręcznych(bynajmniej nie chodzi tutaj o cudowne uzdrawianie, przemieszczanie się na drugi koniec globu czy też posyłanie do piekła demonów). I trochę angstowy Dean.



Odchylił jej głowę, muskając wargami szyję. Poczuł, jak zadrżała w jego ramionach, cicho pojękując. Cholera, gdyby nie był zajęty dwoma miękkimi wypukłościami ocierającymi się o jego żebra, uszczypnąłby się w rękę aby upewnić się, że to nie jest sen. Paris Hilton drżała w jego ramionach i jęczała z jego powodu. Oto jeden z przywilejów bycia Deanem Winchesterem: zawsze trafiają ci się najlepsze dziewczyny i to bez większego wysiłku.

-Dean- wyszeptała, patrząc mu w oczy.
Była wspaniała. Blond loki opadały jej na twarz co w połączeniu z jej niebieskimi oczami nadawało jej wygląd anioła. 
-Jesteś taki wspaniałyyyy...-ostatnią literę przeciągnęła takim piskliwym głosem, że Deanowi aż zadzwoniło w uszach. Nagle przyszło mu do głowy, że Paris Hilton na pewno nie została stworzona do mówienia. 
Rozchylił jej nogi i wszedł w nią. Poruszał się w niej, pocierając policzkiem o jej policzek. Kiedy był już prawie u szczytu zdał sobie sprawę, że coś drapie go po twarzy. Zerknął na policzek Paris do którego wciąż się przytulał i spostrzegł, że pokryty jest zarostem.
Uniósł gwałtownie głowę, przerywając raptownie. Twarz Paris nadal przypominała anioła, a dokładnie mówiąc - jednego konkretnego anioła. Blond włosy zniknęły na rzecz burzy krótkich i zmierzchwionych a oczy, choć nadal niebieskie, zaczęły emanować niezmąconym spokojem i wpatrywały się w niego spod zmarszczonych w geście konsternacji i zaciekawienia ciemnych brwi.
Dean zamrugał kilka razy oczami, zanim doszło do niego w pełni, że wpatruje się w twarz Castiela. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem Dean znów zaczął się poruszać.
I nie przerywał tak długo, aż w końcu doszedł.



***


Dean otworzył oczy, szamocząc się gwałtownie z czymś, co owinęło się wokół jego ramion. Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że znajduje się w Ohio, w kolejnym zapyziałym motelu których zwiedził już w swoim życiu wiele, a to, z czym tak uparcie walczył, okazało się mokrą od potu(i nie tylko) kołdrą. Zdarł ją z siebie, strącając przy okazji na wpół opróżnioną butelkę Jacka Danielsa, która potoczyła się po podłodze z głuchym dźwiękiem.

Przetarł oczy, pozbywając się spod powiek resztek snu. Paris Hilton zamieniająca się w Castiela? Chyba czas najwyższy ograniczyć spożycie alkoholu, pomyślał, przeciągając się na łóżku. W tym samym momencie zorientował się, że jego członek jest w stanie gotowości.
-Jezu...-mruknął zbolałym tonem.
-Nie bluźnij, Dean.
Dean drgnął i usiadł gwałtownie, rozglądając się w popłochu. Po chwili zlokalizował intruza. Przy jego łóżku stał Castiel, wpatrując się w niego uważnie.
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie podglądał mnie,kiedy śpię?- warknął Dean, naciągając na siebie kołdrę, aby ukryć erekcję- masz jakieś zboczenie, czy co?
-W tym pokoju to raczej ty jesteś osobą, która ma zboczenia- odparł pogodnie anioł.
-Tak?-mruknął Dean- ciekawe, skąd u ciebie ta wiedza.
Castiel nagle spuścił wzrok, unikając jego spojrzenia. Dean zmrużył oczy, patrząc na niego podejrzliwie. Po chwili zrozumiał. Anielska moc ingerowania w sny śmiertelników i Paris zmieniająca się nagle w Castiela dała rozwiązanie tak niedorzeczne, że Dean wolał się upewnić.
-Byłeś w moim śnie?!-krzyknął.
Castiel przygryzł nerwowo dolną wargę, nadal na niego nie patrząc. Dla Deana była to wystarczająca odpowiedź.
-Cholera, Cas, co ty sobie wyobrażasz?!- wrzasnął, zaciskając dłonie w pięści- to są moje sny i nie masz prawa tam wchodzić! Wynoś się z mojej głowy!
Castiel jeszcze przez chwilę gryzł dolną wargę. Potem wziął głęboki oddech i spojrzał Deanowi prosto w oczy.
-To było w celach naukowych- powiedział usprawiedliwiającym tonem.
Dean zaśmiał się z niedowierzaniem.
-W celach naukowych? Cas, miliony ludzi na świecie właśnie śni. Znajdź sobie inną głowę do analizy.
-Nie rozumiesz.
-To mi wyjaśnij.
-Twoje sny stanowią skarbnicę wiedzy na temat życia seksualnego- powiedział Castiel szybko, jakby chciał zdążyć wypowiedzieć te słowa, nim zmieni zdanie.
Dean rozdziawił usta, wpatrując się tępo w anioła. Castiel nie odwrócił wzroku, unosząc brodę w wyzywającym geście.
-Życia seksualnego?- powtórzył jak echo Dean-Cas, ty nie masz żadnego życia seksualnego.
Castiel zmrużył oczy i wydął wargi.
-Wszystko jest do nadrobienia- powiedział z urazą.
-Okej, okej - Dean uniósł dłonie w pojednawczym geście- miło mi, że uważasz mnie za eee ... skarbnicę wiedzy na temat życia seksualnego, ale jeśli chciałeś porady, wystarczyło powiedzieć. Pożyczyłbym ci jakieś pikantne pisemko albo włączył jakiś film edukacyjny.
-To nie to samo-odparł Castiel wciąż lekko naburmuszonym tonem- wolałem zobaczyć to na żywo.
-To było dziwne-mruknął Dean, sięgając po butelkę Jacka Danielsa leżącą na podłodze i pociągając z niej łyka- stary, ty miałeś cycki.
Castiel poruszył się niespokojnie i Dean z rozbawieniem stwierdził, że anioł się zarumienił.
-Przez ciebie już nigdy nie spojrzę na Paris Hilton- dodał, nie mogąc oprzec się pokusie, aby jeszcze bardziej mu dopiec.
Castiel przestąpił z nogi na nogę i powiedział przepraszającym tonem:
-Ja... ja chciałem tylko popatrzeć. Stałem z boku i tylko obserwowałem. Kiedy wchodziłeś w tę kobietę miałeś na twarzy takie uwielbienie, że też chciałem poczuć jak to jest i...
-Stop- Dean uniósł palec, przerywając ten wywód- chcesz powiedzieć, że to czułeś?
Castiel nie odpowiedział. Dean poczuł, że zaczyna się w nim gotować ze złości. Otworzył usta, aby dać mu do zrozumienia, co o tym sądzi, ale Castiel wpatrywał się w niego z miną zbitego psa, więc puścił mentalną litanię brzydkich słów pod adresem anioła i pociągnął z butelki.
-Wybacz- bąknął Castiel- nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
Dean zakrztusił się i poczuł, jak whisky pali go w gardło. Oczy zaszły mu łzami. Ah, więc to tak. Castiel urządzał sobie wycieczki do jego głowy za każdym razem, kiedy miał erotyczne sny. Tego już za wiele.
Chciał wstać z łóżka i własnymi rękoma wyrzucić anioła z pokoju, kiedy zdał sobie sprawę, że jego członek nadal jest w stanie gotowości.. Cholera, dlaczego trwa to tak długo?
Castiel obserwował go z niepewną miną.
-Cas, tak się po prostu nie robi- powiedział Dean zrezygnowanym tonem i klapnął spowrotem na łóżko- jeśli uczysz się tajników seksu, to naucz się też przy okazji odrobiny przyzwoitości. Skoro majstrowałeś w moich snach, to powiedz mi chociaż w ramach rekompensaty, jak ona ma na imię.
Castiel popatrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami, przechylając lekko głowę.
-Jaka ona?
-Anielica. Skoro, jak sam twierdzisz, chcesz rozpocząć życie seksualne, musi być jakaś ona, prawda?
-Nie ma żadnego anioła- wymamrotał Castiel pod nosem.
Dean gwizdnął z uznaniem.
-No, no, Cas. Więc to prawdziwa kobieta? Widzę, że szybko się uczysz.
-Nie ma żadnej kobiety- Castiel był już teraz wyraźnie zmieszany.
Dean uniósł brwi ze zdziwienia. Nie bardzo potrafił nadążyć za tokiem myślenia Castiela. Więc podobał mu się mężczyzna? Nie potrafił sobie tego wyobrazić, ale przypomniał sobie nagle, że anioły przecież nie mają płci, więc dla Castiela pewnie nie gra ona zbyt dużej roli. Zresztą to sprawa Casa, z kim się spotyka. Z kim się spotyka. Jezu. Uśmiechnął się pod nosem.
-Co cię tak bawi?- spytał anioł.
-Nic, nic- odpowiedział szybko Dean, biorąc jeszcze jednego łyka, aby powstrzymać chichot- więc jak ma na imię ten szczęśliwiec, na widok którego doznałeś anielskiego seksualnego oświecenia?
-Czy możemy skończyć ten temat? - odpowiedział pytaniem Castiel, wpatrując się z zainteresowaniem w jakiś punkt na czole Deana.
-Jasne. W razie czego służę pomocą. No wiesz - mrugnął do Castiela porozumiewawczo.
-Ja też służę pomocą- odparł anioł.
Tym razem Dean roześmiał się otwarcie.
-Dzięki, stary, ale akurat nie potrzebuję pomocy w tych sprawach.
-Mogę ci pomóc w tym- powiedział Castiel, spuszczając wzrok z czoła Deana na okolice jego krocza, opatulone szczelnie kołdrą.
Dean podążył za jego wzrokiem, a potem popatrzył spode łba na Castiela.
-Proszę?- wychrypiał.
-Mogę ci pomóc to...zwalczyć- głos Castiela stał się nagle na powrót pewny.
Dean był tak zaskoczony, że tylko pokręcił głową z niedowierzaniem. Castiel podszedł kilka kroków bliżej i usiadł na łóżku obok niego.
-Domyślam się, jak bywa to uciążliwe- ciągnął Castiel, nadal wpatrując się w jego krocze- mogę ci pomóc.
Dean miał wrażenie, że oczy Castiela przewiercają się przez pościel i bokserki i poczuł, że jego członek robi się jeszcze twardszy.
- Przestań się kurwa gapić! - krzyknął, próbując nadać swojemu głosowi groźny ton, ale usłyszał tylko falset- to już przestaje być śmieszne.
-We śnie wcale się nie śmiałeś, kiedy osiągałeś orgazm, patrząc mi w oczy- stwierdził bez ogródek Castiel- powiedziałbym, że byłeś ... rozanielony.
Dean przycisnął palce do oczu licząc do dziesięciu i mając nadzieję, że kiedy ponownie je otworzy, Castiel zniknie. Kiedy je otworzył, anioł nadal tam siedział, w dodatku uśmiechając się bezczelnie.
-Zawsze doprowadzam sprawę do końca- oznajmił Dean na swoją obronę- zresztą majstrowałeś w moim śnie, więc pewnie mnie do tego zmusiłeś.
Anioł pokręcił głową, uśmiechając się z wyraźnym triumfem.
-Odczep się- mruknął Dean- to był tylko sen. W życiu nie posunąłbym się do... czegoś takiego.
-Czyżby?- spytał zaczepnie Castiel.
Nim Dean zdążył cokolwiek zrobić, anioł uniósł dłoń i położył ją na kołdrze, dokładnie na jego napiętym członku. Dean chciał strącić jego rękę ale jego żyły zalała fala gorąca która sprawiła, że instynktownie rozsunął nogi.
-Odnoszę wrażenie, że posunąłbyś się do wielu rzeczy, Dean- oznajmił Castiel, obserwując z uśmiechem jego reakcję- ta śliczna rzecz mówi sama za siebie.
Dean zamknął oczy i bezwiednie wyszeptał: Aniele Boży, Stróżu mój...Urwał, kiedy zdał sobie sprawę, że jego Anioł Stróż siedzi obok niego i trzyma w dłoni jego śliczną rzecz...
Castiel wzmocnił ucisk na jego członek i Dean zacisnął zęby, aby nie krzyknąć z rozkoszy. Miał ochotę zetrzeć z twarzy anioła ten świętoszkowaty uśmieszek i naprawdę, zrobiły to, gdyby nie było mu tak kurewsko dobrze.
-Dean?-usłyszał zaniepokojony głos Castiela.
Rozchylił powieki. Obraz przed oczami mu się rozmazywał i Dean dopiero po chwili pojął, że z wrażenia przestał oddychać. Zaczerpnął gwałtownie powietrze i opadł na poduszkę, mrugając gwałtownie. Ostrość widzenia po chwili wracała.
Tymczasem Castiel ułożył się obok niego na łóżku, opierając głowę na jednej dłoni a drugą obejmując przez bokserki główkę jego penisa, masując kciukiem wilgotne oczko.
-Chyba szybko się uczę- stwierdził anioł z dumą.
-Pieprz się.
-Wolę to robić tobie.
Dean zamarł zaskoczony, rozdziawiając usta. Anioł skorzystał z okazji, pochylając się nad nim i wsuwając język w jego rozchylone wargi. Dean z przerażeniem stwierdził, że jego ciało zaczyna działać bez udziału mózgu. Oparł dłonie na ramionach anioła, wysuwając język w poszukiwaniu języka anioła. Kiedy dotarł do celu splątał się z nim w tak mocnym uścisku, że aż jęknął z bólu.
Castiel atakował wściekle jego wargi liżąc, ssąc i kąsając. Dean odpowiadał na te pieszczoty z równą żarliwością. Kiedy poczuł, że Castiel ściąga z niego kołdrę, w jego głowie rozbrzmiał alarm, przebijając się przez falę obezwładniającej i niezrozumiałej dla Deana rozkoszy.
-Cas...-wychrypiał, bo w gardle mu zaschło a usta były nabrzmiałe od wściekłych pocałunków Castiela-ja nie.. ja nigdy...
-Nie chcesz tego?- anioł uniósł głowę i spojrzał na niego niepewnie.
Dean chciał krzyknąć mu w twarz, że owszem, nie chce tego, bo to dziwne, niezrozumiałe i w ogóle nie po Bożemu. Zamiast tego powiedział:
-Nigdy nie robiłem tego z facetem.
-Nie jestem facetem, Dean. Jestem aniołem Bożym.
-Który siedzi w ciele mężczyzny. To krępujące.
Z oczu Castiela natychmiast zniknęła niepewność.
-Dean Winchester czuje się skrępowany podczas seksualnych igraszek- powiedział z rozbawieniem- chodzę po Ziemi setki lat i widziałem już wszystko. Nie sądziłem, że coś jeszcze będzie w stanie mnie zaskoczyć.
Dean posłał sobie mentalnego kopa w dupę. Widząc anioła, który znów uśmiechał się świętoszkowato, dodał do niego litanię kilkunastu brzydkich słów, które absolutnie nie nadawały się do wypowiedzenia ich na głos.
Anioł zaczął poruszać jego członkiem przez bokserki, które zrobiły się już całkiem wilgotne. Głupi, nieposłuszny fiut.
-Mam przestać, Dean?- spytał Castiel- powiedz tylko jedno słowo, a przestanę.
Dean zaczerpnął powietrza i już otwierał usta aby przytaknąć, kiedy Castiel wykręcił nadgarstek w taki sposób, że jego biodra uniosły się kilka centymetrów nad łóżkiem. Chwycił Castiela za poły płaszcza.
-Nie przestawaj-wycharczał-jeśli teraz przestaniesz, możesz... możesz się już nie pokazywać.
Castiel sprawiał wrażenie, jakby tylko na to czekał. Zerwał jednym ruchem jego bokserki i usiadł na nim okrakiem, biorąc jego penisa w obie dłonie.
-Pytałeś mnie, kim jest mężczyzna, dla którego penetruję twoje sny- powiedział cicho anioł. Na dźwięk słowa ,,penetracja" członek Deana zdobywa złoty medal w dziedzinie Najbardziej Twardego Penisa- nie ma żadnego mężczyzny. Jesteś tylko ty, Dean.
-Oh, kurwa.
Dłonie Castiela przesuwały się po członku Deana z taką siłą i szybkością, że  zaczął pojękiwać z bólu.
-Tylko ty, Dean- powtórzył Castiel.
Dean objął go za szyję i z cichym miauknięciem przyciągnął do siebie, miażdżąc wargi anioła. Ich języki zaczęły żyć własnym życiem, pochłonięte namiętnym tańcem. Dean zaczął gorączkowo wyrzucać biodra do przodu, aby zsynchronizować ich ruch z ruchami dłoni Castiela, które pieściły go coraz bardziej zapamiętale.
-Tylko mój- wyszeptał anioł w przerwie pomiędzy pocałunkami.
-Tylko twój- odparł Dean chwytając go za włosy i przygryzając jego dolną wargę tak mocno, że poczuł w ustach smak miedzi.
Z gardła Castiela wydobył się chrapliwy pomruk i zaczął masować Deana jeszcze szybciej. To już było za szybko, nawet dla Deana. Opadł wyczerpany na łóżko, kiedy podbrzusze zaczęło palić go żywym ogniem. Tracąc zupełnie kontrolę nad swoim ciałem, wygiął plecy w łuk unosząc biodra tak wysoko, że uderzył członkiem w brzuch Castiela, zostawiając mokry i bardzo wymowny ślad na anielskiej koszuli.
-Ojć, przepra...
Reszta zdania utonęła w głośnym, przepełnionym bólem i rozkoszą orgazmicznym krzyku, który rozbrzmiał gdzieś koło Deana. Po krótkiej chwili dotarło do niego, że krzyk wydobywa się z jego ust, a jego członek wypuszczał spermę krótkimi pulsującymi tryśnięciami, prosto na, och kurwa, nie, białą koszulę anioła.
Zacisnął dłonie na ramionach Castiela z taką siłą, że był pewny, iż zostawił odcisk paznokci na jego skórze, pomimo koszuli, marynarki i prochowca, w którą anioł był ubrany.
Kiedy orgazm minął, opadł wyczerpany na łóżku, mrugając nieprzytomnie, próbując zmusić mózg do działania. Po kilku sekundach udało mu się nawet złapać głęboki oddech.
-Dean?
Dean spojrzał na anioła i spostrzegł, że wciąż kurczowo zaciska dłonie na jego ramionach. Opuścił dłonie, które natychmiast opadły wzdłuż jego boków, jakby stracił w nich czucie. I istotnie tak było. Jedyną częścią ciała, którą Dean czuł i to bardzo dotkliwie, był jego penis, który zaczął powoli mięknąć i ułożył się na brzuchu Castiela jak malutki kotek. Dean wpatrywał się tępo w sporą plamę na jego brzuchu i poczuł, że pąsowieje.
-Przepraszam- wydukał do swojego członka- pobrudziłem ci koszulę.
Castiel spojrzał na plamę na swojej koszuli, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tam jest. Uniósł brwi i uśmiechnął się figlarnie.
-Oh, Dean.
Dean poczuł, jak jego członek drgnął z wysiłkiem, bo było to najseksowniejsze ,,oh Dean", jakie usłyszał w swoim życiu. A słyszał ich naprawdę wiele.
Nagle powiało chłodem, rozległ się łopot prochowca i Castiel zniknął. Dean zamrugał z niedowierzaniem. Zacisnął wargi i pokręcił głową.
O ile Cas, Dean sam musiał to przyznać, nauczył się całkiem sporo na temat robótek ręcznych, o tyle jego poorgazmiczne savoir-vivre pozostawiało wiele do życzenia.
Na szczęście wszystko jest do skorygowania, zwłaszcza jeśli ma się dobrego nauczyciela.

środa, 10 lipca 2013

Dopóki świt nie zgasi gwiazd, które wciąż w oczach mam cz. III

Tytuł: Dopóki  świt nie zgasi gwiazd, które wciąż w oczach mam cz. III
Paring/ Postacie: Dean/Castiel
PS.1. Arges Huntera po raz trzeci(i ostatni). Generalnie rzecz biorąc, pisałam chyba cztery wersje tej części aż w końcu doszłam do wniosku, że będzie po prostu seks. I chyba zresztą słusznie. Poza tym standardowo kilka brzydkich słów, nagminne łamanie drugiego przykazania przez Deana i baaaaaardzo dużo angstowego Castiela. No i wyżej wymieniony seks.





W ciągu kilku następnych tygodni Dean doszedł do wniosku, że bycie wampirem nie jest wcale aż takie straszne. Krew Castiela zaspokajała jego głód, zyskał dzięki niej także kilka innych bonusów; był jeszcze silniejszy niż dotychczas a jego wzrok i słuch bardzo się wyostrzyły, co było przydatne zwłaszcza nocą.  Dean jako wampir nie potrzebował snu. Z początku przesiadywał na łóżku, godzinami wpatrując się w śpiącego Sama, który podczas snu wyglądał bardzo bezbronnie i niemal dziecięco, co w połączeniu z jego gigantycznym ciałem tworzyło komiczny obrazek.  Jego nocne obserwacje skończyły się pewnej nocy, kiedy Sam, budząc się i dostrzegając wpatrującego się w niego Deana, omal nie dostał zawału serca. Zagroził wtedy, że jeśli nie zaprzestanie obserwacji, Sam odrąbie mu głowę. Od tego momentu w nocy zazwyczaj polował.

Choć za dnia przebywał wśród śmiertelników, z ulgą spostrzegł, że choć słyszy bicie ich serc i czuł zapach krwi, nie miał ochoty nikogo atakować. Jedyną krwią, jaką Dean miał ochotę w siebie wlewać, była krew Castiela. Nie miał pojęcia, dlaczego tak jest, ale kiedy tylko Castiel się pojawiał, Dean zaczynał zachowywać się jak narkoman na głodzie. Anioł zawsze przybywał, kiedy został przyzywany, i Dean stwierdził, że znów wierzy w anielskie ,,dotrzymuję słowa".


***



Dean chwycił czwartą butelkę piwa i otworzył ją z błogim uśmiechem. Lubił takie wieczory jak ten - kiedy po udanym polowaniu i wysłaniu kilku nadprzyrodzonych tyłków z powrotem do piekła, mógł rozsiąść się wygodnie na motelowej kanapie i wypić w samotności ośmiopak piwa. To był jego osobisty rytuał i wtedy Sam wybierał się do biblioteki aby pogłębić swoją wiedzę na temat rozpoznawania i zwalczania potworów, choć Dean osobiście wątpił, czy jest jeszcze coś do pogłębiania w umyśle Sama. Jedynymi towarzyszami deanowego rytuału były tylko wspomniane wcześniej piwa oraz jego ulubiony pornos z uroczą blondynką która miała wszystko tam, gdzie powinna i mężczyzną, który wyprawiał z nią rzeczy, na widok których Deana brała czysta, męska zazdrość. 

Mężczyzna we filmie właśnie obrócił blondynkę na brzuch i zaczął w nią gwałtownie wchodzić. To był ulubiony moment Deana. Zamknął oczy i wsłuchując się w bolesno-rozkoszne krzyki dziewczyny wyobrażał sobie, że to on doprowadza ją do takiej ekstazy.
-Nie wygląda na zbyt zadowoloną.
Dean zerwał się gwałtownie. Butelka wypadła mu z rąk i potoczyła się po podłodze, zalewając podłogę. Za jego plecami stał Castiel, wpatrując się w telewizor z przekrzywioną głową i takim wysiłkiem w oczach, jakby próbował zrozumieć coś, czego zrozumieć nie potrafi.
-Kurwa, Cas!-jęknął Dean, sięgając po pilota- mógłbyś zapukać, albo coś...
-Zostaw.
Dean zamarł z palcem na pilocie. 
-Hę?-spytał głupio, ale odłożył pilota.
Castiel nie odpowiedział. Nie odrywając wzroku od ekranu, obszedł kanapę i usiadł obok Deana.
-Słuchaj, stary...-powiedział Dean, kręcąc się na swoim miejscu, bo Castiel usiadł tak blisko, że stykali się kolanami- to chyba nie jest najlepszy moment. Lubię oglądać takie rzeczy w samotności.
-Udawaj, że mnie tu nie ma-odparł Castiel, nadal na niego nie patrząc.
Dean uniósł brwi. Udawanie, że Castiela tutaj nie ma, było jak stanie w środku ulewy będąc przekonanym, że świeci słońce. Zaczął się modlić w duchu, aby Sam był dziś wyjątkowo dociekliwy w studiowaniu swoich ukochanych książek.
-Nawet nie masz pojęcia, co oni robią na tym filmie. Jesteś całkiem zielony w te klocki.
Anioł po raz pierwszy odwrócił głowę i spojrzał na niego, uśmiechając się leciutko.
-Jesteś tego pewny?- spytał, wpatrując się w Deana z nieodgadnionym wyrazem oczu.
Dean poczuł, że policzki zaczynają mu płonąć.
-Raczej nie uczą was takich rzeczy w szkółce niedzielnej, nie?- spytał, wpatrując się w telewizor, aby uniknąć wzroku anioła.
Castiel również odwrócił głowę w stronę telewizora, pozostawiając pytanie Deana bez odpowiedzi. Blondynka ciągnęła właśnie mężczyznę w stronę łazienki, kołysząc seksownie biodrami. Cholera, przegapił punkt kulminacyjny. Niech diabli wezmą Castiela.
-Lubisz grę wstępną, Dean, czy wolisz od razu przejść do rzeczy?- rozległ się głos Castiela.
Dean przez chwilę zastygł w bezruchu, bo połączenie słów ,,Castiel" i ,,gra wstępna" wydawało mu się niemożliwe. Dopiero po kilku sekundach dotarła do niego w pełni treść zadanego pytania. Spojrzał na anioła, unosząc brwi w zdumieniu.
-Grę wstępną?- powtórzył.
-Tak, Dean- Castiel nadal nie odrywał wzroku od telewizora- to takie nieprzyzwoite zabawy ludzi, mające na celu pobudzić ich seksualnie, co z kolei zapewnia gotowość do aktu miłosnego.
Dean zamrugał oczami, wpatrując się tępo w anioła. Nie miał zielonego pojęcia skąd Castiel posiadał taką wiedzę, ale próbę uczenia go czym jest gra wstępna, Dean odebrał jako osobistą urazę.
-Wiem doskonale, co to jest gra wstępna- odparł sucho, odwracając głowę.
-Więc jak wolisz?- spytał ponownie niezrażony Castiel.
-Nie rozumiem, po co ci ta wiedza?- burknął Dean.
Castiel wciąż patrzył na film, ale teraz zniżył głos niemal do uwodzicielskiego szeptu.
-Lubisz, kiedy najpierw ktoś cię delikatnie pobudza i stymuluje? A może wolisz to robić natychmiast, bez przygotowania, co wiąże się z pewną dawką bólu połączonego z rozkoszą?
Dean wciągnął powietrze ze świstem. Jego dżinsy stały się nagle dziwnie ciasne w okolicach krocza- co jest kurwa?- i Dean poczuł się nagle jak w klatce.
-Muszę iść po piwo- wydukał.
Zerwał się z kanapy tak szybko, na ile pozwalała na to kałuża piwa stojąca u jego stóp. Otworzył lodówkę trzęsącymi się dłońmi i sięgnął po alkohol. Wziął głęboki oddech i pomyślał, że czas najwyższy wykopać stąd Casa razem z jego dziwnymi pytaniami i uratować swój rytuał. Stwierdził wspaniałomyślnie, że da blondynce drugą szansę.
Odwrócił się w stronę kanapy o wiele spokojniejszy i niemal zderzył się nosem z Castielem. Odskoczył jak poparzony i uderzył plecami o lodówkę. Wcisnął się w nią jak tylko mógł, ale dzieliło go od anioła zaledwie kilka centymetrów.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Dean- powiedział Castiel.
Sięgnął po butelkę trzymaną w dłoni Deana, wyciągając ją i kładąc na stole. Kiedy to robił, pogłaskał kciukiem dłoń Deana, na co łowca mimowolnie zadrżał.
-Cas...- Dean był już coraz bardziej spanikowany.
-Odpowiedz- choć głos Castiela nadal był spokojny, dało się w nim słyszeć nutkę ponaglenia.
-Eeee...- Dean za wszelką cenę chciał odwrócić wzrok, ale Castiel zdawał się przyszpilać go wzrokiem- lubię być delikatnie ... eee... stymulowany.
-W jaki sposób? - drążył anioł.
-Naprawdę nie wiem, po co ci ta wiedza.
-W jaki sposób?-powtórzył Castiel.
Dean oblizał nerwowo wargi. Anioł obserwował ten gest, uśmiechając się delikatnie. 
-Cas, Sam może wrócić w każdej chwili...
-Jest dopiero na sto pięćdziesiątej stronie książki, która liczy sześćset osiemdziesiąt kartek. Zajmie mu to jeszcze około pięciu godzin.
Dean przełknął ślinę. W oczach anioła dostrzegł znajomy błysk, który widział kilka tygodni temu, kiedy Castiel mówił mu, że łączy ich jakaś cholerna, specyficzna więź. Anioł zbliżył się do niego jeszcze bardziej, zamykając całkowicie dystans między nimi.
-Jak lubisz być pobudzany, Dean?
-Lubię...- spróbował, ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu.
Castiel nachylił się do niego, pocierając delikatnie zarostem o policzek Deana. Po ciele mężczyzny przeszedł dreszcz.
-Yhm... myślę, że to jest to- wyszeptał anioł tonem profesora, tuż przy uchu Deana- to ci się podoba.
Następnie chwycił go za brodę, odwracając delikatnie w swoją stronę i całując go w usta.
Dean poczuł falę gorąca rozlewającą się wzdłuż kręgosłupa. Zacisnął oczy z całej siły modląc się, aby jego krew nie zmierzała tam, gdzie właśnie zaczęła zmierzać. Silny ucisk w pachwinie świadczył, że Bóg nic nie robił sobie z jego modlitw.
Tymczasem język Castiela wsunął się leniwie między wargi Deana, trącając zaczepnie język łowcy. Dean poczuł, że już dłużej nie może się opierać i odpowiedział na pocałunek. Ich języki przez kilka sekund walczyły ze sobą, aż Castiel odsunął się od niego, na co Dean zajęczał tęsknie.
-To też ci się podobało- stwierdził, uśmiechając się triumfalnie.
-Wcale nie- odparł Dean, oblewając się rumieńcem-mylisz się.
-Nie sądzę, Dean- zamruczał Castiel- znam cię lepiej, niż ci się wydaje. Dlatego wiem, że lubisz też to. 
Położył jedną rękę na karku Deana, a drugą sięgnął do jego krocza. Dean poczuł, jak wszystkie jego mięśnie się naprężają do tego stopnia, że aż stanął na palcach. Jęknął cicho, odrzucając głowę do tyłu i uderzając nią o kant lodówki.
-Kurwa- syknął- kurwa, Cas, błagam...
Castiel zaczął pocierać przez dżinsy jego krocze powolnym, kolistym ruchem. Dean wymamrotał coś nieskładnie, mimowolnie wypychając biodra do przodu.
-Lubisz to, Dean?-usłyszał głos anioła przy swoim uchu- czy to cię odpowiednio stymuluje?
Dean poczuł, że sztywnieje tak mocno, jak jeszcze nigdy dotąd. Nabrzmiały penis sprawiał mu wręcz ból.
-Nie rób tego...-wysapał, jednak nie powstrzymał anioła, gdy ten zaczął majstrować przy jego rozporku.
-Nie rób czego, Dean?- spytał Castiel, wpatrując się w niego z niezmąconym spokojem.
Uwolnił członek Deana z bokserek i zacisnął dłoń na jego główce. Dean wymamrotał coś nieskładnie i zacisnął dłonie na ramionach anioła tak mocno, że poczuł, jak jego paznokcie wbijają się w twarde ciało.
-Tego właśnie mam nie robić?- spytał Castiel, masując go delikatnie.
-O kurwa-westchnął Dean, mrugając dziko oczami-Cas...Cas...Cas...tiel...
Na twarzy Castiela pojawił się uśmiech zdobywcy. Dean doskonale znał ten uśmiech- widywał go w lustrze za każdym razem, kiedy udało mu się zdobyć jakąś śliczną dziewczynę. Deanowi ani trochę nie podobał się ten uśmiech goszczący na twarzy Castiela, ale anielska dłoń wyprawiała tam na dole takie rzeczy, że stwierdził, iż rozwiąże ten problem później.
Tymczasem Castiel przesunął nieco dłoń w górę i teraz masował czubek jego penisa. Dean poczuł, jak uginają się pod nim nogi. Oparł się całym ciałem o lodówkę, aby nie osunąć się na kolana.
-Mam przestać, Dean?- spytał Castiel, wciąż z tym cholernym uśmiechem na twarzy.
Puścił członek Deana, na co mężczyzna wyszeptał płaczliwie:
-Nie...
Próbował chwycić dłoń anioła, aby zachęcić go do ponownych pieszczot, kiedy ta zacisnęła się na jego najczulszym miejscu. Dean krzyknął krótko, mając wrażenie, że z rozkoszy lewituje nad sufitem.
-Boże...-wypuścił z sykiem powietrze, jednocześnie strącając stojącą na stole butelkę piwa, kiedy po omacku szukał czegoś, czego mógłby się chwycić.
-Czy mam przestać, Dean?- usłyszał znów to samo pytanie.
Oparł głowę o twarde ramię Castiela, aby zachować równowagę.
-Nie, nie przestawaj...-wyszeptał mu do ucha.
Wypchnął biodra do przodu, sugerując, aby przyspieszył. Jednak dłoń anioła nieprzerwanie sunęła w górę i dół leniwym ruchem.
-Chcesz, abym przestał?- spytał, pocierając policzkiem o policzek Deana- czy tylko źle usłyszałem?
Dean nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Pokręcił tylko przecząco głową w nadziei, że anioł nie zrozumie tego gestu opacznie.
Nie zrozumiał. Jego dłoń pieszcząca członek Deana zaczęła ślizgać się szybciej. Dean wtulił głowę w zagłębienie jego ramienia i dysząc ciężko, przesłał Bogu mentalne podziękowania za stworzenie aniołów, a konkretnie jednego. Kiedy z jego członka wypłynęły pierwsze krople nasienia a on sam był już niemal na granicy orgazmu, ręka Castiela zatrzymała się.
-Czy usłyszałem słowo ,,proszę" w twoich ustach?-spytał.
-Tak!- krzyknął Dean, kładąc swoją dłoń na jego dłoni chcąc powiedzieć, aby nie przestawał.
-Czy prosiłem cię, abyś mnie dotykał?
W głosie anioła zabrzmiała władcza nuta i Dean natychmiast puścił dłoń. Uniósł głowę znad jego ramienia i ich twarze znalazły się w odległości trzech centymetrów. Castiel wpatrywał się w niego intensywnie, jednak jego spojrzenie było łagodne.
-Powiedz-odezwał się spokojnie.
Dean zaczął wypowiadać to słowo, jednak język odmówił mu posłuszeństwa.
-Powiedz!-powtórzył anioł, zaciskając dłoń na penisie Deana jakby chciał mu przypomnieć, co ta dłoń może mu zrobić.
Dean poruszył ustami, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. 
-Co to było?- Castiel zmarszczył brwi i nachylił się tak blisko, że kiedy mówił, jego wargi muskały delikatnie wargi Deana- co powiedziałeś?
Dean jęknął. Nie miał pojęcia, co takiego miał w sobie Castiel, że potrafił zmienić jego, Deana Winchestera w uległą, jęczącą kupkę rozkoszy, ale miał wrażenie, że od tych siedmiu słów, które chciał wypowiedzieć, zależy całe jego jestestwo. Wziął więc głęboki oddech aby oczyścić gardło i patrząc prosto w błękitne oczy anioła, powiedział powoli:
-Proszę, Cas. Chcę poczuć cię w sobie.
Po tych słowach spostrzegł, jak spokój i opanowanie znikają z oczu Castiela. Nim zdążył mrugnąć okiem, leżał już na łóżku w chłodnej pościeli. Anioł pochylał się nad nim, zdzierając z niego koszulkę ze zniecierpliwieniem.
-Cas, hej ! To moja ulubiona koszulka!
Koszulka z logo Metalliki wylądowała w dwóch kawałkach po drugiej stronie pokoju. Castiel chwycił jego spodnie i z dzikim warknięciem szarpnął je w dół. Po chwili wylądowały obok koszulki razem z bokserkami.
Dean obserwował, jak Castiel z równą szybkością i niedbałością zrzuca z siebie ubranie. Po jednej parze spodni, marynarce, koszuli, niebieskim krawacie i długim płaszczu później, Dean mógł obejrzeć Castiela w całej swojej okazałości.
I Panie Boże w niebiosach, Castiel był przepiękny.
Na jego ciele nie było ani grama zbędnego tłuszczu.Twarde mięśnie rysowały się wyraźnie pod skórą przy najmniejszych ruchach anioła. Dean doszedł do wniosku, że Jimmy Novak musiał być bardzo częstym gościem na siłowni. I musiał być dobrze wyposażony, dodał w myślach, zerkając w dół na sterczący członek, który był przynajmniej o połowę większy od jego własnego.
-Jesteś przepiękny, Dean- powiedział Castiel, obserwując go z fascynacją.
Po tych słowach Dean zdał sobie sprawę, że leży pod Castielem całkowicie nagi. Choć nigdy nie miał powodu do tego, aby wstydzić się swojego ciała, nie wiedząc czemu napiął mięśnie i położył dłoń na swoim penisie, aby ukryć go przed ciekawskim wzrokiem anioła.
-Nie, nie rób tego- poprosił Castiel, odsuwając jego dłoń i splatając ją ze swoją- jesteś piękny, a piękna nie należy ukrywać.
Dean uśmiechnął się nieśmiało słysząc taki komplement i rozluźnił mięśnie. W tej samej chwili rozległ się przeciągły jęk rozkoszy. Dean rozejrzał się nieprzytomnie. Blondynka we filmie właśnie osiągnęła orgazm.
-Hm...wymruczał speszony Dean- poczekaj Cas, tylko to wyłączę... 
Castiel uniósł wolną dłoń i nie przestając patrzeć Deanowi w oczy, machnął nią niedbale. Telewizor natychmiast się wyłączył.
-Oh... no tak- stwierdził Dean.
Castiel chwycił jego drugą dłoń i również splótł ze swoją. Następnie nachylił się do Deana i pocałował go w usta. Ich członki zaczęły się o siebie ocierać w równym rytmie.
Dean jęknął i przywarł do jego ust, odwzajemniając pocałunek.
-Zrób to wreszcie-wymamrotał mu w usta.
Castiel odsunął się do niego i wysunął dłonie.
-Hej, co jest?- spytał zdezorientowany Dean- słuchaj, nie chciałem cię urazić, ja...
Castiel oparł się jedną rękę nad głową Deana, drugą chwycił jego członek i znów zaczął go pieścić delikatnym, powolnym ruchem.
-Nie uraziłeś mnie- powiedział- chciałem z tobą porozmawiać.
-Błagam, Cas- wymamrotał Dean z niedowierzaniem- czy musimy rozmawiać właśnie TERAZ?
-Tak, Dean- odparł Castiel, ściskając mocniej jego członek, jakby dla podkreślenia wagi swoich słów- muszę to wiedzieć, zanim to z tobą zrobię.
-Ok- westchnął z rezygnacją Dean- co chcesz wiedzieć?
Uniósł dłoń i zaczął delikatnie głaskać policzek anioła. Castiel obserwował przez chwilę jego dłoń, po czym spojrzał mu w oczy. Dean dostrzegł w nich ból i żal.
-Muszę wiedzieć, czy mi wybaczysz-powiedział cicho anioł.
Dean zatrzymał rękę, zaskoczony jego słowami.
-Co mam ci wybaczyć?
-To, że uczyniłem cię wampirem- odpowiedział Castiel, wciąż się w niego wpatrując a z jego twarzy aż biło cierpienie- wiesz, dlaczego to zrobiłem, Dean? Bo nie chciałem cię stracić. Bo dzięki tobie czuję. Widzisz, co ze mną zrobiłeś, Dean? Ja czuję.
-Cas...-zaczął Dean, znów głaskając go uspokajająco po twarzy, ale anioł mówił dalej, coraz bardziej łamiącym się głosem.
-Czuję, Dean i czuję, że cię kocham. Pokochałem cię od momentu, w którym wyrwałem twoją duszę z otchłani piekielnych i umieściłem ją w twoim ciele, które stworzyłem od nowa. Wtedy nie wiedziałem, co to jest, jak to nazwać, ale od kiedy czuję wiem już, że to się nazywa miłość. I ja z tej miłości zrobię wszystko, abyś był przy mnie. Nawet, gdyby miało to być równoznaczne ze zmienieniem cię w potwora.
-Cas...-Dean znów spróbował coś powiedzieć, ale anioł uniósł dłoń, nie dając mu dojść do słowa.
-Zmieniłem cię w wampira, bo nie chciałem cię stracić- powiedział. Jego głos drżał od nadmiaru emocji- to było egoistyczne i samolubne. Mój Ojciec mi tego nigdy nie wybaczy. Taka jest kara za nieposłuszeństwo i grzech pychy. Jakoś radzę sobie ze świadomością, że zawiodłem swojego Ojca. Jednak nie zniosę tego, że ty mi nie wybaczysz. Czy wybaczysz mi Dean?
Po tych słowach Castiel w końcu zamilkł, opuszczając głowę. Dean wpatrywał się w niego zaszokowany. Jeszcze nigdy nie widział, aby Castiel okazywał jakiekolwiek uczucia. Tymczasem anioł siedział nad nim z głową spuszczoną w geście pokory. Castiel się przed nim ukorzył. Był gotowy wyrzec się Boga, aby uratować Deana i być przy nim.
Choć Dean nie do końca jeszcze rozpracował w umyśle to, co właśnie się między nimi działo, wiedział doskonale, co powinien zrobić. Chwycił głowę anioła obiema rękami i siłą uniósł ją tak, aby móc spojrzeć mu w oczy. Zaskoczony spostrzegł jedną zabłąkaną łzę, która toczyła się powoli po policzku anioła.
-Posłuchaj mnie- powiedział cicho Dean, podnosząc się nieco wyżej aby móc scałować anielską łzę- Bóg wybacza, prawda? Jego miłosierdzie nie zna granic...
Castiel pokręcił energicznie głową.
-Nie- zaprzeczył- wybacza wam, ludziom, których stworzył na swoje podobieństwo. My, anioły, musimy być Mu bezwzględnie posłuszne. Inaczej czeka nas najwyższa kara, czyli wygnanie.
-Może i Bóg ci nie wybaczy-wyszeptał Dean, całując teraz jego powieki i usta z niemal nabożną czcią- ale skoro nie upadłeś i nadal żyjesz, wygląda na to, że wciąż się dla niego liczysz. Wybaczam ci, Cas.
-Dean...- w głosie Castiela dało się słyszeć ulgę- dziękuję ci. Będę twoim dozgonnym dłużnikiem...
-Możesz szybko spłacić swój dług- wychrypiał mu do ucha Dean, unosząc biodra i kołysząc nimi, drażniąc swoim członkiem członek Castiela.
Castiel chyba zrozumiał aluzję, bo na jego usta powrócił figlarny uśmieszek, a jego dłoń ponownie zamknęła się wokół główki deanowego penisa.
-Co ty ze mną zrobiłeś, Dean?- spytał Castiel, poruszając ręką coraz szybciej, na skutek czego z ust Deana wydobył się bardzo nie-męski pisk- ty diable w ludzkiej skórze...
-Ale jesteś perwersyjny, Cas- odparł Dean, próbując za wszelką cenę nie eksplodować w rękach anioła.
Castiel zachichotał i przesunął dłoń niżej, w okolice jego jąder.
-Wcale nie jesteś lepszy- wymruczał Dean, kiedy dłoń anioła pieściła jego jądra- cholerny, anielski, perwersyjny gno...
Palec Castiela wsunął się w niego niespodziewanie i Dean krzyknął z bólu. Jego mięśnie napięły się instynktownie, chcąc wypchnąć intruza. Anioł jednak naparł jeszcze silniej i po chwili prócz tępego bólu pojawiło się również przyjemne mrowienie w podbrzuszu.
-O tak...-wymamrotał Dean, poruszając nieśmiało biodrami i czując, że powoli się rozluźnia.
Castiel nie przerywając swoich pieszczot, wsunął delikatnie drugi palec, otwierając Deana jeszcze bardziej. Dean krzyknął i wygiął plecy w łuk, odrzucając głowę na poduszkę.
-Cas, nie wytrzymam zbyt długo- ostrzegł, czując, jak jego członek robi się coraz bardziej ociężały.
Palce nagle zniknęły i mięśnie Deana skurczyły się, pragnąc je za wszelką cenę zatrzymać. Dean uniósł głowę i popatrzył na anioła zdezorientowany.
-Dlaczego przestałeś?- spytał.
-Muszę wiedzieć, czy na pewno tego chcesz- odpowiedział Castiel z powagą-nie chcę zrobić niczego więcej wbrew twojej woli.
-Chcę tego- powiedział natychmiast Dean- Chryste, Cas, pieprz mnie.
Oczy Castiela rozświetliła żądza. Chwycił nogi Deana, rozsuwając je bezceremonialnie i moszcząc się między nimi. Następnie nachylił się do niego, opierając jedną dłoń nad głową a drugą masując jego jądra.
-Nie masz pojęcia, jak długo na to czekałem- wyszeptał anioł, przesuwając językiem po wargach Deana- nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę, odkąd chwyciłem twoją duszę i wyciągnąłem ją z Piekieł. Zostawiłem w tobie jakąś cząstkę siebie, wiesz? Cholerną cząstkę, bez której nie potrafię żyć. Pragnę cię, tak bardzo cię pragnę... Ojcze, wybacz mi...
Nim Dean zdążył zareagować na te słowa, Castiel wszedł w niego jednym, gwałtownym ruchem, celując prosto w jego prostatę. Dean wciągnął ze świstem powietrze i jęknął, wbijając paznokcie w plecy anioła.
-Jezu Chryste, który jesteś w Niebie...-wyjęczał.
Nie zdążył w porę ugryźć się w język, jednak Castiel zdawał się nie słyszeć bluźnierstwa. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie był świadomy tego, co się dzieje. Obie ręce zaciskał na prześcieradle nad głową Deana, a w oczach nie pozostał nawet ślad stoickiego spokoju i opanowania, tak charakterystycznego dla anioła. Teraz pałały żądzą. Jego oddech przyspieszał, kiedy poruszał się w Deanie z coraz większą szybkością i determinacją.
-Spokojnie, Cas- wyszeptał Dean, obserwując z niepokojem, jak anioł całkowicie traci nad sobą kontrolę.
Nagle wisząca u sufitu lampa pękła z trzaskiem a pokój zalało oślepiające światło. Dean odwrócił głowę, mrużąc oczy. Po kilku sekundach światło osłabło na tyle, że otworzył oczy. Na widok tego, co zobaczył, zadrżał mimowolnie.
Na suficie rysował się czarny  cień ogromnych, anielskich skrzydeł. Otaczały drżące i spocone ciało Castiela. 
-Na Boga, Castiel, nie spal mnie! - krzyknął przestraszony Dean.
Castiel pochylił się nad nim, uśmiechając się łagodnie.
-Nigdy bym cię nie skrzywdził, Dean- powiedział.
Poruszył skrzydłami i Dean poczuł, że po policzku głaszcze go coś miękkiego i pierzastego. Jęknął i uniósł biodra, aby wpuścić anioła głębiej wewnątrz siebie. Castiel chwycił w jedną dłoń jego członek i zaczął go pieścić w tym samym rytmie, w jakim poruszał się w Deanie.
Dean odniósł wrażenie, że w jego lędźwiach płonie ogień a podbrzusze zaczęło pulsować rozkosznym bólem.
-Pragnę cię...-wyszeptał- tak kurewsko cię pragnę!
W tej samej chwili kanapa przesunęła się z trzaskiem na drugi koniec pokoju a Dean poczuł, jak wewnątrz zalewa go fala czegoś ciepłego i lepkiego. Jednocześnie zdał sobie sprawę, że jego członek drga miarowo, tryskając spermą na brzuch Castiela.
-Oh...- zdołał z siebie wyrzucić Dean.
Castiel opadł na niego wycieńczony, wtulając się w jego szyję. Ich ciała mokre od potu kleiły się do siebie.
-To było świetne, Cas- wymamrotał Dean we włosy Castiela- to, jak straciłeś nad sobą kontrolę. To było absolutnie zajebiste, wiesz?
Anioł wydobył z siebie dźwięk, który brzmiał jak ,,mwhm" i opadł na łóżko obok Deana, obejmując go silnym ramieniem i zamykając oczy. Jego członek, choć zdążył już zwiotczeć, nadal znajdował się we wnętrzu Deana.
-Nie mam nic przeciwko temu, aby częściej pozbawiać cię tej twojej cholernej, anielskiej pewności siebie, wiesz?- powiedział Dean z dumą w głosie, wtulając się w anioła.
-Zamknij się, Dean.

KONIEC